Mama na pełen etat, czyli jak pogodzić pracę z rolą mamy

Często nazywamy siebie "Mama na pełen etat", bo jak można określić naszą sytuację inaczej? Z obserwacji innych mam wnioskowałam jak wiele pracy jest mając dziecko, teraz widzę na co dzień, że słowo "wiele" to mało.



Moje najnowsze odkrycie: dziecko rośnie! Rośnie tak szybko, że czasem mnie to martwi. Jeszcze trochę i nie będę mogła bezkarnie całować tych słodkich, nadal pachnących stópek... Ale dziś nie o uczuciach, a o pracy, tej zawodowej będzie.

Wiele z nas pracuje zawodowo w domu, lub bardzo by chciało działać w taki sposób. Co trudnego może być w pracy przed komputerem, lub maszyną do szycia, albo innym urządzeniem mając dziecko, które przecież ma tatę, babcię, ciocię, żłobek i jeszcze śpi w ciągu dnia? I nic i wszystko. Praca w domu z małym dzieckiem to jak prawdziwy rollercoaster - raz się boisz, raz denerwujesz, ale czujesz radość i satysfakcję. I MEGA zmęczenie.

Ja zawodowo działam jako projektant wnętrz, dodatkowo zajmuję się sklepem internetowym - siedzę więc przy biurku. Jedno i drugie zaczęło hulać gdy Amelka miała kilka miesięcy. Nie planowałam tego. Pierwszy rok życia chciałam poświęcić tylko jej, zawiesić wszystko i zapomnieć. Stało się inaczej, bo zadzwonił telefon. Bo z kimś się spotkałam i poprosił o pomoc. Takim sposobem praca zaczęła się pełną parą, cały czas myśląc "tylko w tym tygodniu podziałam i będę miała spokój". Spokoju zaznałam dopiero kilka tygodni temu, dzięki sposobowi który znałam, ale nie umiałam nad nim zapanować - dokładne planowanie.

Kuchnia dla dzieci drewniana to świetna zabawa dla małej dziewczynki


Dlaczego zaczęłam wpis od upływającego czasu? Bo to on najwięcej miesza w ciągu dni i tygodni. Co tydzień obserwuję jakąś zmianę, która niweczy mi plany. Jeszcze niedawno Amelka spała regularnie i codziennie, od godziny 16, nawet do 19! Właśnie ten czas poświęcałam na pracę. Siadałam do komputera w ciszy i spokojnie wykonywałam punkt po punkcie. Gdy słyszałam, że młoda się budzi, zazwyczaj wszystko było już zrobione, a w najgorszym wypadku kończyłam pracę z nią na kolanach. Wszystkie punkty były odhaczone.

Sielanka nie trwa wiecznie.
Dziecko stale się zmienia, więc spanie w tych godzinach i przez tyle czasu odeszło w zapomnienie. Poprosiłam więc o pomoc najbliższych - raz babcia a raz tata zajmowali się Amelką, a ja usiłowałam pracować. Dlaczego "usiłowałam"? Bo młoda będąc z tatą chciała do mamy i marudziła, a gdy była z babcią pracowałam ponad moje siły aby zdążyć przed powrotem ze spaceru. Byłam zła i wykończona. Odłożyłam na bok swoje potrzeby i siebie samą, chudnąc kilka kilogramów. Zaczęło mi też brakować kontaktu z ludźmi. Moje życie zaczęło się sypać. Żłobek? Nie chcę jej oddawać na kilka godzin, jeszcze nie. Jak więc mieć ciastko i zjeść ciastko? 
Pojawiają się więc myśli, po co zajmować się pracą w domu? Nie lepiej się zatrudnić, dziecko oddać do żłobka i popołudniami wracać do domu? Po co zarabiać, skoro nie ma kiedy skorzystać z pieniędzy? A może całkowicie dam sobie spokój z pracą? Nadeszła pora na podejmowanie decyzji.

Lepiej zrobić mało.
Wypunktowałam każdy dzień w kwestiach zawodowych i domowych. Na przykład: 
Poniedziałek:
- Po śniadaniu obsługa klienta - odpisywanie na maile, przyjmowanie zamówień itd. (30 minut)
- Po wypadzie do parku lub na miasto prasowanie i układanie ubrań (30 minut)
- W trakcie drzemki aktualizacja produktów w sklepie (godzina)
- W nocy dwie godziny na jeden z etapów projektowania wnętrza
Wtorek:
- Po śniadaniu obsługa klienta
- Po spacerze mycie łazienek 
- W trakcie drzemki tworzenie nowych postów w mediach społecznościowych 
- W nocy dwie godziny na jeden z etapów projektowania wnętrza 
I tak dalej, łącznie z sobotą

Trzeba prosić o pomoc.
Swoje obowiązki domowe ma także mąż - wykonuje kilka punktów domowych dzięki czemu nie muszę się martwić o niektóre rzeczy. W międzyczasie babcia zabiera Amelkę lub spędza z nią czas w jej pokoju i wtedy mam czas na przykład na film.

Mało spraw do załatwienia w ciągu dnia, a dużo w skali tygodnia - to system który robi niesamowitą robotę. Pomiędzy tymi zadaniami mamy dużo czasu na spacery, zakupy, gotowanie, wypady na place zabaw, do kina. 

Ważne jest też lenistwo.
Jeden dzień nic nie robienia - to dopiero okazał się być luksus! Nie pozwalałam sobie na niego, co jeszcze gorzej wpływało na moje samopoczucie, a więc na wyniki w pracy, kontakt z klientem, a co najważniejsze - kontakt z córką, która jest moją największą motywacją.

Od kilku tygodni grafik działa. Pewnie będzie ulegał zmianom ze względu na zmiany, które wprowadza Amelia - ważne żeby nie pozwalać na chaos i planować szybko, na przykład od razu gdy zorientujemy się, że czas na drzemkę znów jest inny niż dotychczas. 

Drogie mamy, a jak wyglądają Wasze grafiki? Czym się zajmujecie na drugim etacie?